Rano się okazało, że dzisiaj są moje urodziny. Oprócz okazji do spotkania się w gronie rodziny to raczej nic przyjemnego jak się już ma osiągnięty pewien wiek. Żeby mnie ukarać jeszcze bardziej, los czasami obciąża mnie uczuciem, że wciąż dużo we mnie z dziecka. Wprawdzie wyobraźnia już mocno stępiała ale wciąż jeszcze czasami udaje mi się coś wymyślić albo zaangażować bardzo mocno w jakieś przedsięwzięcie. Bawi mnie np. wyobrażanie sobie rzeczy bardzo nietuzinkowych i obmyślanie sposobów na ich wykonanie. Dzięki temu proces projektowania (w pracy) nie jest dla mnie uciążliwy. Wprawdzie od jakiegoś czasu już nie wyglądam tak jak na fotce poniżej, wykonanej w połowie lat siedemdziesiątych ubiegłego wieku, ale włosy mam bardzo podobne. Tyle tylko, że skrócone do długości 6mm i duużo mniej. Wtedy cały świat wyglądał inaczej, dzieci też, proszę zatem o zachowanie powagi gdy oglądacie tę fotografię. Nie jest mi lekko :)
Co gorsze, mam wrażenie, że wiele osób naprawdę uważa, że nie dorosłem. No bo nie jeżdżę do biura na ósmą. Nie reperuję pralek, nie gram na giełdzie ani nie sprzedaję kredytów. Nie robię nic pożytecznego ani poważnego. To co robię, to prawie jak zabawa plastikowym autkiem śmieciarką. Aż dziwne, że czasami znajdują się ludzie, którzy chcą zapłacić za moje dziwadła. No ale to tylko pewnie potwierdza teorię, że wariatów na świecie jest dużo więcej niż myślimy. Tym bardziej, że moim wielkim marzeniem z dzieciństwa (mniej więcej z okresu powyższej fotki) było zostanie śmieciarzem. Nie strażakiem, nie kolejarzem. Śmieciarzem. W tamtych czasach samochody zbierające odpady były, w moich oczach, cudownie pomarańczowe i miały kosmiczne, skomplikowane wyposażenie. Nie udało się. W 1978 (dzięki mjr Hermaszewskiemu) postanowiłem zostać kosmonautą ale coś mi znowu nie poszło. Pomiędzy śmieciarzem a astronautą był okres wypraw podwodnych. Miałem kilka książek w tej tematyce, które z powodu codziennego przeglądania miałem opanowane perfekcyjnie ale zupełnie mnie to do nich nie zniechęcało. Codziennie widziałem te same rysunki i fotografie batyskafów, robotów podwodnych, wyposażenia nurków itp. Rysowałem i lepiłem z plasteliny najróżniejsze dziwy głębin i sprzęt do ich penetracji. W niedzielne przedpołudnia można było obejrzeć filmy Jacquesa Cousteau. Drugim Kapitanem Cousteau nie zostałem chociaż byłem jego wielkim wielbicielem a Calypso znałem prawie jak własną łódź.
No i nagle się okazało, że kalendarz pokazuje jakieś całkowicie abstrakcyjne liczby, które zupełnie nie pasują do stanu mojego ducha. Co robić, co robić? Chyba brnąć dalej bo nie potrafię sprzedawać kredytów, reperować pralek...
Postanowiłem wyrzeźbić kopię autentycznej maski plemienia Senufo.
Gratuluję pomysłów - świetna robota.
OdpowiedzUsuńDziękuję. Zapraszam częściej, również z uwagami krytycznymi.
OdpowiedzUsuń